Ciąża spożywcza to coś, co mnie dotyczy. I nie dostanę za to nagrody, bo facet w takiej ciąży, to standard.
Zjawisko to jest przykre i szalenie niekomfortowe. Jeśli ktoś notorycznie się obżera, to jest to dla niego normalne i dziwne byłoby, gdyby się z tym nie liczył. Jednak dla osoby, która owszem lubi zjeść, ale robi to w sposób kulturalny — to strasznie go to krępuje. Nieraz wystarczy wypić szklankę wody i już się pojawia.
Najbardziej denerwujące jest to wtedy, gdy staramy się jeść niedużo, mamy już niezłą sylwetkę, aż tu nagle pojawia się brzuszysko, jakby je nam ktoś złośliwie doczepił.
Wydaje nam się wtedy, że zrobiliśmy coś nie tak — za dużo zjedliśmy, lub to, czego nie powinniśmy, ale przecież tak nie jest.
Jedzenie jest bardzo przyjemne, również jego przygotowywanie, ale zakupy, to już raczej nie. Wielką frajdę przynosi wymyślanie jakichś potraw.
Zawsze myślimy, że będziemy szalenie oryginalni i, że będzie to, co przygotujemy — rzucać na kolana cały świat, a przynajmniej naszych domowników. W rezultacie jednak przeważnie tylko my się tym zachwycamy lub tylko udajemy.
Czasem — rzeczywiści uda nam się przyrządzić coś niezwykłego i wtedy jest nam bardzo przyjemnie, zwłaszcza gdy innym to również smakuje i chwalą nas.
Gdy wybierzemy się do jakiejś restauracji, to wtedy — studiując menu — oczami wyobraźni zjadamy większość potraw, która się tam znajduje.
Zamawiamy oczywiście, za dużo no i wtedy pojawia się problem. Jak wstać z tak olbrzymim bębnem i swobodnie wyjść.
Najgorzej jest wiosną lub latem, gdy na dworze jest ciepło i nie potrzebujemy dodatkowego okrycia, które mogłoby zamaskować nas choćby trochę. Wychodzimy wtedy na wdechu i jak najszybciej się oddalamy — najlepiej do samochodu.
Czasem musimy chodzić na wdechu, przez dłuższy czas, zwłaszcza gdy wokół otaczają nas piękne kobiety. Musimy trzymać fason, co doprowadza nas do frustracji i zawrotów głowy, jak również zadyszki.
Uprawimy oczywiście sport. Biegamy i dobrze się z tym czujemy.
Nasz brzuch bardzo nam się podoba. Jednak po niewielkim nawet posiłku — już go nie lubimy. A co z nas wychodzi!!!
Biogazem, który produkujemy — moglibyśmy zasilić niewielkie miasteczko. Byłaby to chyba jedyna korzyść, z tej dolegliwości.
Ciekawe ilu ludzi cierpi, na tę dolegliwość. Można by założyć klub lub stowarzyszenie. Uczestniczylibyśmy w spotkaniach, wycieczkach, zjazdach, bankietach… Po nich — wyposażeni w eksponaty — wygłaszalibyśmy odczyty, chwaląc się osiągnięciami i dzieląc doświadczeniami.
Wiadomo, że należy jeść z umiarem i nie zawsze łączyć produkty żywnościowe w takiej konfiguracji, jaką sobie wymyśliliśmy. Ale coś się nam od życia należy ! Nie możemy żyć pod stałą kontrolą i katować się ograniczeniami, tylko dlatego, że nasz organizm jest inny.
Strączkowe, cebulowe, warzywa korzeniowe, owoce, pieczywo, napoje. Wszystko to powoduje u nas wzdęcia.
Również nieregularny odżywianie się jest powodem tego rodzaju dolegliwości. Po długim okresie niejedzenia często pozwalamy sobie na obżarstwo i już po chwili mamy efekty.
Na pewno dokładne przeżuwanie i jedzenie spokojne, niechaotyczne — bardzo by nam w tym pomogło, ale kto o tym myśli, będąc bardzo głodnym?
Przeżuwanie małych kęsów bardzo dokładnie, to zapewne recepta do tego, by się lepiej czuć. Żołądek mniej się męczy, ma czas na wybór tego, co najpierw trawić.
Ogólnie — spokojny tryb życia korzystnie wpływa na rozwój naszego organizmu i co za tym idzie — daje mniejsze szanse na pojawienie się ciąży spożywczej.
Źle się czujemy na plaży, basenie, lub innych miejscach publicznych, gdzie należałoby się rozebrać, a już jedzenie w takich miejscach — jest nie do pomyślenia!
Może jest jakiś sposób, by /bez jakichś większych obwarowań/ ciąża spożywcza nam nie się nie pojawiała.
Należy śledzić /po śledziach, również mamy wzdęcie/ różnego rodzaju opracowania naukowe i nie tylko. Powinniśmy również dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi, których także dotyczy ten problem. Może wspólnie opracujemy jakieś skuteczne metody, które pozwoliłyby nam ustrzec się tego problemu, albo przynajmniej zmniejszyć go, do stopnia dopuszczalnego.
Ciekawe, czy istnieje jakaś statystyka, która określa, w jakich rejonach świata problem ten jest najbardziej widoczny. Czy warunki klimatyczne i — co za tym idzie — uprawa roślin i hodowla zwierząt charakterystyczna dla danego rejonu jest czynnikiem, który reguluje to zjawisko?
Do tego dochodzi również przecież kultura i tradycja.
W każdym kraju, a nawet w każdym jego regionie mamy do czynienia z indywidualnym spojrzeniem na sprawy kulinarne. Związane jest to właśnie z tradycją i kulturą.
Wszystko jednak reguluje kondycja materialna charakterystyczna dla danego regionu, czy zakątka świata.
Wszystkiemu jednak jesteśmy winni sami sobie. Zwierzęta nie mają z tym problemu. Mam na myśli zwierzęta żyjące na wolności. Zwierzętom hodowlanym nie daje się wyboru. Muszą jeść to, co przygotuje mu człowiek i w takiej proporcji, jak jest dla niego optymalna, by zapewnić mu odpowiedni „surowiec”.
Zwierzęta żyjące zgodnie z naturą, nie zatraciły instynktu i ich jedzenie jest jak najbardziej odpowiednio dobrane. Mają to we krwi. Genetycznie przekazywane z pokolenia na pokolenie tradycje odżywianie się, zapewniają im normalne funkcjonowanie. Nawet gdy warunki klimatyczne ulegają zachwianiom.
My zatraciliśmy już tę umiejętność. Dobrze byłoby, gdybyśmy choć trochę wrócili do natury.
Zaopatrujmy się w zdrową żywność, spożywajmy mniej słodyczy, jedzmy tyle tylko, aby zaspokoić głód, a nie z łakomstwa.
Nie zapominajmy również o ruchu, który pozwoli nam na to, by żołądek mógł odpowiednio funkcjonować. Również pomoże nam na spalenie nadmiernej ilości tłuszczu i poprawi naszą sprawność fizyczną.
Ciąża spożywcza to efekt niepożądany! Nie chcemy, żeby nam przeszkadzała w normalnym funkcjonowaniu! Przemyślmy jak doprowadzić do tego, by się od niej uwolnić. Zbierzmy doświadczenia i dzielmy się nimi z innymi.
Życzę sobie i wszystkim Wam, których dotyka ten problem, abyśmy się wreszcie go pozbyli.